Zapraszam Cię na wybitnie długi, ale merytoryczny artykuł o tym, co możesz zrobić, aby realnie podnieść pozycję swojej strony internetowej. Czegoś takiego jeszcze nie było!

Zacznijmy od podstaw. A więc odpowiedzmy sobie na pytanie: czym są czynniki rankingowe?

To zespół kryteriów, według których oceniana jest każda witryna i podstrona w jej obrębie. Jest ich ponad 200, a znajdziemy wśród nich między innymi:

  • wiek domeny,
  • optymalizację treści,
  • wydajności witryny.

Na część czynników wpływ masz Ty lub Twój administrator, a na część nie. Czynniki rankingowe, nad którymi nie masz kontroli, to między innymi:

  • siła konkurencyjnych stron,
  • historia witryny (w tym użyte wcześniej techniki pozycjonowania, fakt czy strona padła ofiarą włamania, czy posiada kary od Google).

No dobra, na część z nich możesz wpływać, ale na 90% nie wiedziałeś o tym fakcie. Nie bez znaczenia jest też dobór technologii wykonania strony. Opcji jest wiele, ale najlepsze są te oparte o WordPress i to na nim się skupimy. 

Czemu bycie najlepszym jest (prawie) niemożliwe?

Chcesz być wyżej w Google, prawda? Tajemnicą poliszynela jest, że wszyscy tego pragną. Zatem to wyścig, w którym wszyscy prą naprzód: jedni idą, inni biegną. Zależność jest prosta: jeśli biegniesz szybciej niż inni, jesteś wyżej w wynikach wyszukiwania. Robisz to wolniej? Automatycznie spadasz. Stoisz w miejscu? Twoja pozycja także spada!

Prawda jest taka, że przeszkód w osiągnięciu założonego celu, czyli wysokiej pozycji w Google jest wiele. Najbardziej oczywistą jest Twój budżet. Muszę jednak zaznaczyć, że kluczowy jest także kompromis między poddaniem całej witryny procesowi SEO a zachowaniem jej podstawowych funkcjonalności. Wszyscy wiemy, że bolid F1 jest szybki, ale to SUV-em wygodnie dowieziesz rodzinę na wakacje. Ta sama zależność zachodzi tutaj.

Walka Dawida z Goliatem to doskonałe zobrazowanie tego, co czasami ma miejsce w topowych pozycjach Google. Konkurowanie nowo powstałej strony z minimalną ilością treści z portalami ślubnymi, które działają dobrych kilka lat, jest z góry skazane na niepowodzenie. Choć nie, możesz coś zdziałać, ale będzie to wymagać od Ciebie czasu i ciężkiej pracy. Musisz sobie jednak zdawać sprawę, że czasami bez pomocy specjalistów w zespole się nie obejdzie.

Optymalizacja strony fotografa

To określenie definiuje zakres prac, jakie fotograf (i nie tylko on) powinien wykonać, jeśli marzy o przychylności robotów indeksujących. Optymalizacja przekłada się bezpośrednio na to, jak szybko i sprawnie (w skrócie) strona zostanie przeczytana przez wyszukiwarkę i ta zrozumie jej treść. Na tej podstawie oceni jej przydatność jako sugestii na wpisane przez użytkownika w wyszukiwarkę zapytanie.

W ramach tego procesu sprawdza się (a w razie potrzeby poprawia):

  • meta tagi, zwłaszcza na kluczowych stronach i wpisach,
  • ustalenia jednego adresu (dla Google strona http://pawel, http://www.pawel, https://pawel i https://www.pawel to 4 różne strony!). To jeden z najczęstszych błędów, jakie spotykam podczas prac nad stronami www,
  • powielone treści i je usuwa (patrz wyżej). Na małych stronach jest to kluczowy problem, ponieważ nie posiadają one zbyt wielu treści i każde jej powielenie może realnie zagrozić efektywności procesu optymalizacji.
  • czy strona została zgłoszona do indeksowania (a to też częste niedopatrzenie). Czasami witryna ma zablokowane indeksowanie i wtedy najlepsze nawet optymalizacje spełzną na niczym (zajrzyj do ustawienia -> czytanie -> widoczność dla wyszukiwarek).
  • czy strona jest dodana do Google Search Cosole. Jeśli tak, to warto tam zajrzeć i zobaczyć co się zadziało.
  • czy konstrukcja adresów jest poprawna i wybrane są te przyjazne wyszukiwarce (ustawienia -> bezpośrednie odnośniki). Zwykle nazwa wpisu jest najlepszą opcją.

Blog to „must have”

Jak już pewnie zauważyłeś, bez bloga w tej branży ani rusz. To podstawowe miejsce, w którym dostarczasz treści nie tylko użytkownikowi, ale i wyszukiwarce. A tu jak z dietą, regularne karmienie materiałem wysokiej jakości sprzyja dobrej kondycji w wynikach wyszukiwania. Nie ma zmiłuj. Wytyczne dla Webmasterów publikowane przez Google i SEO mistrzowie regularnie wydłużają definicję „dobrego contentu”. Kiedyś było to 1000 znaków, potem 1500, dziś mówi się nawet o 6000 znaków. Co więcej, samo Google stwierdziło kiedyś, że „super wartościowy artykuł” ma w przeliczeniu 9 stron A4 tekstu. Ile ma twój typowy wpis na blogu?

Aktualizacja strony i wtyczki

Dlaczego to ważne? Po pierwsze strona będzie działać poprawnie i będzie aktualna. Po drugie regularne aktualizacje wzmocnią jej odporność na ataki, a tym samym na spam. Warto też usuwać spamowe komentarze, bo i te (nawet niezatwierdzone) potrafią się zaindeksować i obniżyć wartość strony. No, chyba że lubisz reklamować leki na potencję… Pamiętaj jednak, że przy moderacji wtyczek musisz być czujny. Czasami coś nie zadziała poprawnie albo nowa wersja wtyczki nie polubi się z nową wersją szablonu i jest problem. Trwa on zwykle kilka godzin, czasem dni, ale zawsze to jakaś awaria na stronie. Jeśli czujesz, że temat aktualizacji Cię przerasta lub nie masz na to czasu, możesz oddać techniczną opiekę nad stroną specjaliście. I tu pojawiam się ja! Ale to już osobna historia do poczytania.

SEO wskazówki dla strony

Stronom „one page” mówmy stanowcze nie. To dobre dla landing page w kampaniach PPC (adwordsach czy innych płatnych „za klik”), ale ani to przyjazne użytkownikowi, ani seo friendly, ani po prostu fajne. Nie i koniec. Obiecujesz?

Kreatory stron — nope. Już kiedyś o tym pisałem przy okazji studiowania regulaminu WIX-a, ale warto też dodać, że są one dość ograniczone w zakresie modyfikowania parametrów seo (zmienia się to, ale to nadal nie to, czego byśmy chcieli). No i pozycjonujesz czyjąś usługę, a nie swoją stronę. 😉

Strona statyczna? Czemu nie, jeśli nie planujesz nawet jednej aktualizacji, nie chce Ci się pisać bloga, to ma to sens. Taka strona jest bezpieczna i szybsza od cmsów. Pytanie tylko, czy lepsza? W pewnych okolicznościach tak, ale jeśli myślisz o swoim biznesie na poważnie — odpuść sobie ten temat.

Przemyślana struktura to podstawa porządku. Jeśli masz bogate portfolio albo ogromną i szczegółową ofertę, wykorzystaj to podczas planowania układu stron. Nie ma sensu wrzucać wszystkiego do jednego wora, bo zatracasz w ten sposób przejrzystość. Podziel swoją stronę na mniejsze części i w przejrzysty sposób kieruj potencjalnych klientów w interesujące ich sekcje. Pozwoli Ci to też lepiej analizować dane w Google Analytics. Będzie to dla Ciebie podpowiedzią, która oferta cieszy się większym zainteresowaniem, albo czy jej konstrukcja nie powinna być przypadkiem zmieniona.

Przyjazne adresy, była już o nich mowa, ale warto to powtórzyć. Jakie powinny być? Dokładne, opisujące treść podstrony, bez błędów i zbędnych liczebników. Solidnie opracowane pomogą lepiej wyszukiwarce rozumieć treść witryny. Co ważne, a czasami zupełnie ignorowane, język adresu url powinien odpowiadać językowi treści. Jeśli twój tekst jest po angielsku, to link „o nas” nic dobrego do sprawy nie wniesie.

Co to jest „homepage”? Niektórzy powiedzą, że tylko wielki fajny slajder. Otóż nie! Musi być na nim chociaż trochę treści, która powie wyszukiwarce i odbiorcy, na jakiej jest stronie i czy to naprawdę ta, której szukał. Serio, podstawa SEO to treść i bez niej ta karawana nigdzie nie pojedzie.

Treści, dużo treści, dużo unikalnej soczystej treści. Rozmowa o dobrym SEO zaczyna się od dobrego tekstu. Tu nie ma miękkiej gry. Długi materiał, z odpowiednimi frazami kluczowymi, merytoryczny – to klucz do sukcesu. Taki porządny wpis na bloga to jak już wspomniałem, 4000, a może nawet 6000 znaków. Przykład? Właśnie go czytasz…

RWD albo inaczej responsywność. To poważna sprawa. Choć mamy już XXI wiek i to od dłuższego czasu, to wiele stron w tym zakresie utknęło w okolicach 1998 roku. I na telefonie wygląda tak, że jedyna konwersja, jaka tam się może dokonać to zamknięcie przeglądarki. Aktualnie ruch mobilny stanowi około 57% ruchu w Internecie ogółem. Jeśli stać Cię na ignorowanie 6 na 10 klientów to oznacza, że ja powinienem czytać Twój blog, a nie Ty mój. 🙂

Wersje językowe – planuje się je, zanim powstanie strona, bo potem to czasami lepienie na szkota i ślinę jak mawia Skipper (taki pingwin z Madagaskaru). Problemem jest odpowiednie spięcie tych samych podstron w różnych językach i poinformowanie Googla (w odpowiedni sposób), że to są właśnie warianty językowe. Dobrze zrobione www samo potrafi wykryć język użytkownika i podać mu odpowiednią treść (o ile taką oczywiście posiadasz).

Ile trwa pozycjonowanie strony fotografa?

Cóż, wiele zależy od samych fraz. „Fotograf Żory” to nie to samo co „fotograf Warszawa” ani „fotograf Rzeszów” to nie to samo co „fotograf Kraków”. Ilość i jakość konkurentów ma znaczenie. Im więcej osób myśli o pozycjonowaniu na tę samą frazę, tym trudniejszy to proces i tym bardziej zaawansowanych technik wymaga. Do tego dochodzi różna kondycja samej witryny i czas, jakiego wymaga jej optymalizacja. Realnie sprawa wygląda tak, że czasami na pierwsze efekty czeka się kilka dni, a czasami kilka miesięcy. Jeśli Twoja agencja SEO przez pół roku nie poprawiła w odczuwalny sposób pozycji, to mam dla Ciebie złe wieści.

Optymalizacja to nie wszystko

Liczy się też linkowanie. A to proces z roku na rok trudniejszy. Kiedyś liczyła się po prostu ilość. Dziś ważniejsza zdaje się jakość pozyskanych linków. Google Panda wycięła w pień tak zwane precle, cenione źródło masowego linkowania. Potem Pingwin powycinał strony z nienaturalnym profilem linków. Te dwa algorytmy zatrzęsły branżą SEO i pozycjami wielu stron. Niektóre nie podniosły się do dziś (choć to głównie wina ich właścicieli). Także czas radosnego wrzucania tysięcy linków odszedł bezpowrotnie niczym mamuty.

PROTIP: Jeśli Twoja agencja SEO nie prosiła o dostęp do Twojej strony, mam złe wieści. To nie skończy się dobrze. Choć jest też cień szansy, że masz tak zoptymalizowaną stronę, że nie chcieli jej tykać. Tyle tylko, że to tak samo realne, jak dwa sloty w APS-C ;).

Czy zoptymalizowaną stronę trzeba optymalizować?

Cóż, z SEO jak z budowlańcami: każdy kolejny powie „łoo panie, kto to panu tak…” Wiele tu zależy od upodobań pozycjonera. Ot, pewne rzeczy są oczywiste dla wszystkich, pewne mogą zależeć od gustu. Jest też opcja taka, że poprzednicy niespecjalnie się przyłożyli.

Błędy popełnia każdy… administrator.

Słynne „404” oznacza, że użytkownik chciał otworzyć adres, który (już) nie istnieje. W większych witrynach „404” to prawdziwy HUB kierujący internautów w różne części serwisu. Bo skoro się zgubili, to wypada pomóc im się przecież odnaleźć. Jeśli się trochę postarasz, to możesz smutną stronę błędu zamienić w całkiem pozytywne doświadczenie.

Zaszalej, to miejsce, gdzie możesz wykazać się inwencją. Ba, istnieje nawet całkiem spora liczba rankingów najlepszych stron „błędu 404”. Ważne jest to, żeby pomyłki poprawiać, więc albo stronę przywracasz, albo za pomocą przekierowania 301 wskazujesz Google: „ta strona już nie istnieje, ale ta jest jej zamiennikiem i to na nią patrz teraz”. Co ważne, działa to zarówno w obrębie jednej strony (np. z pojedynczego wpisu na wpis), jak i dla całych domen (kiedy np. zmieniasz adres www).

Pliki graficzne

Cóż, prawda jest bolesna: im mniejsza i lżejsza grafika, tym szybciej strona się wczytuje. Jak to pogodzić z chęcią pokazywania wielgachnych zdjęć w super jakości? Na szczęście istnieje kilka rozwiązań. Najciekawiej z nich wygląda format WebP wymyślony przez Google i pozwalający na całkiem dobry kompromis pomiędzy rozmiarem a jakością. Więcej na ten temat znajdziesz w tekście o wtyczkach do WordPressa dla fotografa. Pamiętaj o jednym: zanim zaczniesz eksperymenty, zrób kopię bezpieczeństwa strony.

Skoro już przy grafikach jesteśmy, miej świadomość, że po każdej publikacji na stronie zdjęcia o nazwie IMG_3456.jpg gdzieś na świecie jeden humanista postanawia zostać fotografem ślubnym. Zapamiętaj więc, że Google lubi czytać, ale ma problemy z widzeniem. Napisz mu, co jest na zdjęciu i wszyscy będą szczęśliwi. Zatem plik „fotografia-slubna-zory.jpg” opatrzone znacznikiem ALT Fotograf Ślubny z Żor i TITLE o podobnej treści sprawia, że Google przynajmniej odrobinę zrozumie kontekst zdjęcia, a tym samym witryny. Dodatkowo można ugrać tu wyświetlenie w Grafikach Google, co było nie było, też jest elementem SEO. Atrybuty ALT i TITLE wpływają także na dostępność strony choćby dla osób niewidomych czy niedowidzących. A to dodatkowe punkty do zajefajności.

W prawdziwej podróży potrzeba mapy. Mapy strony

Mapa strony to taki spis treści dla Google. Przekazujesz w nim informacje o stronach, wpisach, kategoriach, obrazach (i paru innych rzeczach), jakie może znaleźć u Ciebie. Jej stworzenie można uznać za obligatoryjne, a jej brak znacząco wpływa na opóźnienie indeksowania treści (o ile w ogóle do niego dojdzie w sytuacji braku mapy strony). Na szczęście to zagadnienie ogranicza się u Ciebie do skonfigurowania wtyczki RankMath i poinformowania Google o adresie takiej mapy. Resztą nie ma sensu zaprzątać sobie głowy.

Dane strukturalnie – to nie rocket science 

Co prawda więcej korzyści z tej technologii mają sklepy internetowe, ale skoro jest powszechnie dostępna, to czemu nie wdrożyć jej u siebie? Znowu można by się rozwodzić nad tematem długo i obszernie, bo inne formaty informacji właściwe są dla przepisów kulinarnych, inne dla książek czy filmów, a inne dla artykułów i blogów. I ten etap przejdziesz gładko, konfigurując wtyczkę RankMath na swojej stronie. Po wdrożeniu i zaindeksowaniu tego rozwiązania w wynikach Google zamiast domena.pl/oferta/fotografiaslubna/ zobaczysz domena.pl > oferta > fotografia ślubna. Jest różnica na plus? 

Znaczniki te nie są wprost czynnikiem rankingowym, ale zwiększenie czytelności strony może poprawić jej klikalność i w ten sposób pośrednio wpłynie to na jej ogólną ocenę.

Tu jeszcze raz warto wspomnieć o przyjaznych adresach.

Oto prosty test: który z poniższych adresów uważasz za lepszy:

http://domena.pl/about-us/
http://domena.pl/index.php/about-us/
http://domena.pl/index.php?id=galeria&sid=2016&ssid=zory

albo

http://domena.pl/about-us/our-team/secretary/
http://domena.pl/secretary/

Tak jak i Ty, tak i wyszukiwarka woli te przyjaźniejsze wersje.

Opinie klientów

Rzecz niemal bezcenna w e-sklepach, ale i mniejszych biznesach. Jako usługodawcy doskonale wiemy, że opinia na temat naszej pracy jest kluczowa przy podpisywaniu nie jednej umowy. Warto więc na stronie umieścić rekomendacje. Jest to tak zwany społeczny dowód słuszności. Im jest ich więcej, tym większa pewność dla potencjalnych klientów, że jesteś solidnym fotografem i wielokrotnie to udowodniłeś. Wymaga to jednak od Ciebie opracowania systemu ich pozyskiwania, ponieważ ludzie jako gatunek z natury leniwy, nie śpieszy się do wystawiania listów referencyjnych sam z siebie.

Treści na stronie fotografa

Taaak, to trochę jak z Atlantydą: wielu słyszało, ale nikt nie widział. I tu niestety muszę się pod tym podpisać. Strony fotografów można podzielić na ładne i mniej estetyczne, posiadające treść i jej zupełnie pozbawione. Tych ostatnich jest niestety mnóstwo. Bywa, że mam do czynienia ze stronami, na których jest kilkanaście zdjęć, formularz kontaktowy i w zasadzie tyle. Nie wiadomo czy autor jest fotografem, czy kolekcjonerem obrazów w sieci, czy robi coś komercyjnie, czy nie. Czy mieszka w Polsce, czy za Uralem? Śmiesznie, prawda? To wyobraź sobie, że chcesz w takim miejscu wydać kilka (-naście/-dziesiąt) tysięcy na usługę, albo sprzęt foto. Nie budzi to zaufania, co? Treść (albo i content, żeby było modnie i HiTech) to podstawa budowania oferty, prezentacji Ciebie i informowania wyszukiwarki, co tak właściwie robisz. Nie ma szans (no powiedzmy) na poprawienie pozycji strony, jeśli nie zaczniesz pracować z contentem. Jest on na tyle istotny, że stanowi zupełnie niezależną część marketingu, tzw. content marketing. Z drugiej strony warto mieć świadomość, że z tą treścią można też przeholować. Choć statystycznie na problem Duplicate Content strona fotografa ma marne szanse (no, chyba że ukradłeś komuś politykę prywatności, albo inny obszerniejszy tekst), to powielona treść w obrębie jednej strony, albo powtarzająca się na wielu witrynach może mieć negatywny wpływ na jej finalną pozycję.

Dobrym przykładem może być opis aparatu: jest powtarzany na każdej stronie oferującej sprzęt foto, bo nikomu nie chce się inwestować czasu i środków w stworzenie unikatowego opisu. Tych, którzy takie inwestycje poczynili, czeka nagroda: kilka punktów do pozycji w Google. Czasami warto to zadanie oddać w ręce fachowego copywritera, a w tym czasie zająć się obróbką zdjęć. Zwłaszcza jeśli nie czujesz w sobie nutki humanisty i rekina sprzedaży jednocześnie. Musisz mieć świadomość, że zdjęcia wywołują pierwsze wrażenie po wejściu na Twoją stronę, ale to treści mówią o tym, kim jesteś i jak się będzie z Tobą pracować (oraz czy oferujesz zdjęcia, czy malowanie ścian). To naprawdę bardzo ważny element.

Co jeszcze możesz zrobić w witrynie, by jej pomóc?

Odpowiedzią jest minifikacja kodu CSS i JS. Tłumacząc to na ludzki język, zadam pytanie: ile waży jpg w jakości 100%, a ile zajmuje ten sam plik w 80%? Widać różnicę w zdjęciu? No to idźmy dalej, wyobraź sobie, że dla komputera: „tenteksttotensamtekst” co: „ten tekst to ten sam tekst”. Znowu nieco upraszczając, wywalając niepotrzebne spacje i puste linijki zyskujemy sporo kilobajtów rozmiaru plików (spokojnie mogę zaryzykować stwierdzenie, że 40% to minimum). Wpływa to na czas ich pobierania podczas ładowania strony, a więc finalnie działa szybciej. Jest ku temu masa wtyczek, o których przeczytasz na moim blogu, ale warto na uwadze mieć jedno: czasami zbyt ostre obcinanie sprawia, że coś może przestać działać albo wyglądać tak, jak powinno. Tu trzeba testów i działania metodą prób i błędów. I wiąże się to również z metodą prób i błędów kopii zapasowych, tak tylko przypominam.

Bezpieczna strona to wysoko wyświetlana strona

W zasadzie wystarczy powiedzieć, że SSL jest współcześnie darmowy, więc czemu go nie mieć? No i drugie pytanie: co to w ogóle jest SSL? Otóż czasami przy adresie strony widać kłódeczkę, a jej adres zaczyna się od HTTPS, a nie HTTP. Oznacza to, że połączenie z witryną jest szyfrowane i dane przesyłane podczas tego połączenia są bezpieczne (na tyle na ile, bo jak ktoś bardzo będzie chciał, to i tak je przechwyci, ale to już działanie na poziomie ABW, a nie pryszczatego nastolatka).

SSL to kluczowa funkcjonalność np. w sklepach internetowych, gdzie operuje się danymi kart płatniczych. Czy jest to potrzebne na Twojej stronie? Tak, z dwóch powodów. Po pierwsze przeglądarka może dość skutecznie zniechęcić do odwiedzin na stronie bez SSL. Po drugie, w korespondencji z formularza bywają przesyłane dość istotne dane klientów. A te choćby ze względu na przyzwoitość (i RODO) wypada zabezpieczać od samego początku. Samo posiadanie certyfikatu nie jest czynnikiem rankingowym, choć obeznani w temacie mówią, że w warunkach laboratoryjnych witryna z https jest wyżej niż ta z http. To jest tylko mała składowa całej oceny. Nie znaczy to jednak, że ten stan rzeczy szybko się nie zmieni. Choć jego wdrożenie jest proste (jeśli wybrałeś wcześniej przyjazny hosting) i darmowe (jeśli Twój dostawca hostingu nie oferuje takiego certyfikatu, pora pomyśleć o zmianie. Opcją jest, chociażby dhosting, na który czytelnicy mojego bloga mają z resztą rabat 5%, to musisz pamiętać o jednym: zmiana adresu z http na https wiążę się ze zmianą adresów obrazków (to da się jeszcze ograć wtyczką), ale i zmianą adresu w Google Analytics oraz przygotowaniem przekierowania w Search Console. Pamiętasz, jak pisałem, że http i https to dla wyszukiwarki dwie różne witryny?

Strona fotografa powinna być responsywna

To już chyba nikogo nie dziwi. Według statystyk prawie 60% ruchu w polskim Internecie generują urządzenia mobilne. Zatem, jeśli Twoja strona nie wyświetla się zbyt przyjaźnie na telefonie, możesz tracić do 60% zapytań! Chyba jest się o co bić. Swoją drogą, czytasz mnie teraz na telefonie czy na PC? Spokojnie, nie musisz odpowiadać, sprawdzę to w Google Analytics. 🙂

Jakiś czas temu Google wprowadziło zasadę Mobile First. Oznacza ona, że kluczowym czynnikiem pozycjonującym wyniki w wyszukiwarce jest działanie strony na urządzeniach mobilnych. To pociąga za sobą konsekwencje w wynikach wyświetlanych też na PC. Innymi słowy, jeśli Twoja witryna kuleje w wersji mobilnej, to nawet wyniki wyszukiwania w wersji na PC będą Cię karać niższą pozycją.

Wynik wynikowi nierówny…

To, że Ty widzisz swoją stronę na pierwszej pozycji w wyszukiwarce, nie oznacza, że inni widzą ją tak samo. Wynik uzależniony jest od wielu czynników, w skład których wchodzą:

  • ciasteczka,
  • przeglądarka,
  • lokalizacja użytkownika,
  • data center,
  • status zalogowania do konta Google.

Wyniki wyszukiwania są bowiem od dawna personalizowane. Im częściej wpisujesz jakąś frazę, odwiedzasz konkretną witrynę, tym wyżej później Google ją prezentuje w Twoich wynikach wyszukiwania. Zrób prosty test: weź telefon w dłoń i wybierz się na spacer, wyszukując w różnych punktach miasta tę samą frazę. Idę o zakład, że wyniki będą się nieznacznie zmieniać w zależności od lokalizacji (nieźle to działa na przykładzie barów czy pizzerii). Im bliżej danego punktu będziesz, tym większe prawdopodobieństwo, że to właśnie on pojawi się na szczycie wyników. Wspomniane data center też może tu mieć znaczenie. Wyobraź go sobie jako placówkę poczty, która obsługuje zapytania. Jeśli jeden listonosz zna Twój adres, dotrze do Ciebie szybciej niż ktoś, kto tego adresu nie pamięta i musi go szukać na mapie. Tak samo, jeśli w danym momencie obsługuje Cię data center, które posiada nowsze informacje o Twojej witrynie, to może to przełożyć się na różnicę pozycji. Przykładowo Twoje zapytania może obsługiwać 1 z 5 takich centrów w Europie, 9 w USA, 2 w Ameryce Południowej, albo 4 w Azji. A to tylko te powszechnie znane, bo nie jest to informacja, którą Google chciałoby się szczególnie dzielić.

Możesz przeprowadzić kolejny test. Wpisz w Google frazę: „marketing w fotografii” lub „marketing fotografa”. Jeśli znajdziesz tam moją stronę, kliknij link i wpisz w komentarzu, na której pozycji od góry się znajdował.

Najpewniej będzie to 9 i 10 miejsce.

Jeśli wszystko to, o czym pisałem, zadziała, to szybko okaże się, że Polska to za mało na Twój biznes. Wtedy zaczniesz rozważać wersje językowe strony, żeby trafiać w coraz to szersze grono odbiorców. Jak to w SEO i marketingu bywa, można to zrobić na wiele sposobów, ale tylko kilka z nich da pozytywny efekt (żeby nie powiedzieć, że jeden).

Sposób pierwszy, fatalny. To dodanie tekstu w jakimś języku do języka polskiego na tej samej podstronie. Ot, takie 2w1. Tu nie ma plusów, są tylko minusy.

Sposób drugi, wersje językowe w katalogach (domena.pl/strona, domena.pl/en/page). Jest to jakieś wyjście, ale oznacza, że strona jednocześnie będzie po polsku i angielsku. Owszem, informujemy przy okazji (odpowiednimi kodami), w jakim języku jest podstrona, ale w „oczach” Google będzie to nadal jedna witryna. Do tego, kiedy masz rozszerzenie „.pl” może się okazać, że trudniej będzie Ci dotrzeć do klientów zagranicznych (kupujesz w zalando.pl czy w bajabongo.es?). Dochodzi tu też kwestia preferencji osobistych i animozji transgranicznych.

Sposób trzeci, subdomeny językowe – czyli schemat: strona.pl en.strona.pl. Istotna różnica względem opcji drugiej jest taka, że subdomeny Google zwykło traktować jako osobne strony, więc pozycja i ocena wersji językowych nie będzie się przenikała. Dla Google będą to 2 lub więcej niezależnych witryn na ten sam temat.

Opcja czwarta, jak to zwykle bywa, najdroższa i dająca najlepsze efekty. Są to osobne domeny pod wersje językowe, czyli imienazwiskophotography.pl i imienazwiskofotografia.com (jak w Polsce jesteśmy photography, to może dla żartu w angielskiej wersji użyć polskiego słowa?). W każdym razie jest to wariant optymalny, choć i najbardziej pracochłonny. Przynosi jednak najlepsze rezultaty, bo dla każdej wersji możesz dostarczać inny content i niezależnie je pozycjonować. Znacznie łatwiej też ocenisz skuteczność danej wersji i segmentu rynku.

Tekst ten możesz potraktować jako wstęp do zagadnień SEO. Omawia wiele tematów, ale dość pobieżnie po to, by nie zrobić Ci w głowie sieczki, a jedynie je uświadomić. Każdy punkt możesz roztrząsać dalej i głębiej. Część będziesz mógł opracować samodzielnie, przy bardziej zaawansowanych być może potrzebne będzie wsparcie speców od pozycjonowania. Ale przynajmniej podstawowe pojęcia nie będą Ci już obce!

Jak sądzisz, powyższe obszary są do ogarnięcia w pojedynkę, czy potrzeba sztabu ludzi?

Mam też dla Ciebie listę 10 moim zdaniem najlepszych narzędzi w SEO dla fotografa. Warto je poznać.