Czy tworzenie dobrego contentu to łatwa i prosta sprawa? Nie i od razu na starcie wrzucam ostrzeżenie – nie popełniajcie błędu w myśleniu, że to coś z czym poradzi sobie każdy. Nic bardziej mylnego.

Ktoś stojący z boku mógłby pomyśleć „No ale o co takie wielkie halo? Jaka to filozofia skreślić kilka akapitów tekstu czy przygotować ładnego posta na media społecznościowe?”. Czy aby na pewno? A jeśli tak, to po co firmy szukają specjalistów, by odpowiednio opakowali historię, która jest w danym biznesie do przekazania?

Fachowiec potrzebny od zaraz

Zacznijmy od tego, że wcale nie trzeba być fachowcem w danej branży, by podjąć się zadania przygotowywania contentu z nią związanego. To trochę podobny casus co z pracą w mediach. Czy spełniając się w roli dziennikarza powinniśmy legitymować się dyplomem studiów dziennikarskich? Czy konieczne jest byśmy na wyrywki znali najważniejsze daty i fakty wałkowane przez sędziwych wykładowców medioznawstwa? Odpowiedź jest prosta – nie.

Tu dużo bardziej – i możecie swobodnie pytać każdego, kto kiedykolwiek pracował w jakiejkolwiek redakcji – liczy się zdolność pisania, składania historii, głód wiedzy, poszerzanie horyzontów czy energia do działania. Jasne, jeśli ktoś ma naturalnie lekkie pióro czy zdolność „gadania” do mikrofonu, to tym lepiej dla niego, ale koniec końców, żaden papierek nie ma tu większego znaczenia.

I podobnie jest właśnie w przypadku kreowanie contentu. Tu musimy być trochę dobrymi dziennikarzami, trochę psychologami jak barmani z filmów, a w końcu ludźmi, którzy znają prawidła kierujące tym jak trafiać do ludzi i jak się to potem przekłada się na wyniki firmy. Bo umówmy się – właśnie o to na końcu wszystkich rachunków chodzi.

Jak to robić?

Co jednak zrobić i o czym pamiętać, żeby to wszystko miało ręce i nogi? W pierwszej kolejności powinniśmy zrozumieć do kogo chcemy kierować nasz przekaz. Kto stoi po drugiej stronie? Tu oczywiście pomaga takie pojęcie jak persona naszego potencjalnego klienta, a więc rozpisanie go na nuty, tak by bez większego pola do spekulacji wiedzieć – kto zacz?

Musimy wiedzieć, ile ma lat, z jakich kanałów odbioru korzysta, czym się zajmuje, jak powiązać jego zainteresowania z tym co mu oferujemy i w końcu, gdzie tkwi problem, który możemy pomóc mu rozwiązać?

Jeśli to już mamy ustalone, to… no właśnie, nie popełniajcie tego błędu. Nie walcie od razu z grubej rury i oferujcie mu swoich usług czy produktów, ale spróbujcie go zaangażować. W końcu macie już dane, na których można pracować, a to naprawdę sporo. Niech potencjalny klient nie widzi w waszej firmie jedynie miejsca, gdzie może coś kupić. Niech dostrzeże wartości, które podziela, kogoś z kim może się identyfikować. Niech wasza opowieść go poruszy i dopiero gdzieś za kulisami dostrzeże potrzebę kliknięcie w przycisk „kupuj”.

Historia jest ważna

Tyrion Lannister w finale serialowej „Gry o Tron” powiedział, że na świecie nie ma nic potężniejszego niż dobra historia. I chociaż to fantastyka, to trudno się z tym nie zgodzić. No bo pomyślcie sami, czy taki Red Bull byłby dzisiaj tym samym Red Bullem, gdyby nie wszechobecna opowieść o rywalizacji, emocjach, sportach ekstremalnych czy adrenalinie? Czy myśląc obecnie o tej marce, myślicie wyłącznie o napoju energetycznym czy jednak o tym wszystkim co jest związane z tą marką? No właśnie.

Żeby nasza opowieść miała jeszcze większą siłę oddziaływania, trzeba ją nie tylko dobrze opakować, ale również udokumentować – konkretnymi faktami, liczbami i twardymi danymi. Poprzez sprzedaż emocji, wartości i pewnej filozofii sprzedajemy nasze produkty i usługi, ale bądźmy szczerzy, nic tak bardzo nie działa na wyobraźnię jak konkretne potwierdzenia tego, że jednak finalnie nie opowiadamy bajek.

Spójnie i przejrzyście

Mamy to wszystko? W takim razie, możemy pójść o krok dalej, tak by cała nasza contentowa kompozycja była zamkniętą całością. Jak to zrobić, by to co chcemy przekazać było wiarygodne?

Po pierwsze, pamiętajmy do kogo kierujemy przekaz. Jeśli wiemy, że nasz target to młoda klientela, to nie stosujmy przekazu, który mógłby się sprawdzić, ale w przypadku naszych rodziców czy prezesa firmy, który na pewne rzeczy spogląda inaczej z racji wieku. Po drugie, nie bądźmy sztywniakami. Szczypta humoru i odrobina uśmiechu to zawsze dobra mieszanka, która zaprezentuje naszą bardziej ludzką twarz, a nie automat, który cały czas kusi „kup, kup, kup…”

No i w końcu po trzecie, pamiętajmy, by nasz przekaz był spójny – tak w formie, jak i wyglądzie. Niech nasze kanały korespondują z tym, o czym opowiadamy, a kolejne posty i wpisy niech nie przypominają zlepku przypadkowych rzeczy. Uwierzcie mi, to nie wzbudza zaufania, jedynie sprawia wrażenie, że firma nie podchodzi do sprawy profesjonalnie. A jeśli na tym polu nie daje rady, to czy możemy zaufać jej w innej sprawie? Jeśli jej przekaz nie wzbudza zaufania, to czy warto ryzykować i poświęcać dla niej czas?

Ostatnie szlify

Ostatecznie musimy również pamiętać o kwestiach technicznych, czyli zadbaniu o to, by nasz przekaz był zgody z SEO. Niech zawiera słowa kluczowe, zwroty przynależne naszej branży, odpowiednią strukturę, linkowania wewnętrzne, tytuły i podtytuły. Tylko pamiętajcie, z gracją i finezją, a nie łopatologicznie.

A jeśli mamy taki content i widzimy, że „siadło” i konwertuje całkiem nieźle, to nie bójmy się powtarzania. Tak tak, recykling treści, o którym pisałem nie tak dawno (Recykling treści jako dobra strategia contentowa?) ma także ogromne znaczenie, szczególnie jeśli udało nam się wbić z przekazem tak gdzie chcieliśmy i w sposób jaki chcieliśmy.

Dzieło, niczym malarz dokonujący ostatniego pociągnięcia pędzlem na płótnie, wieńczymy poprzez analizę i mierzenie. Sprawdzamy co się udało, jakie treści przyniosły nam największe korzyści, które kanały dały najlepszy zwrot i przed kolejnymi odsłonami naszej firmowej opowieści dokonujemy stosownych korekt.

I jak, nadal uważacie, że to takie proste?