Z problemem dostępności cyfrowej spotkałem się całkiem niedawno. Przy okazji jednego zlecenia okazało się, że strona musi spełniać warunki WCAG 2.1. Brzmi poważnie i muszę przyznać, że łatwo nie było. Ale o co w ogóle chodzi? I czy temat dotyczy każdego?

Na czym polega problem z dostępnością cyfrową?

Zacznijmy może od zdefiniowania problemu dostępności cyfrowej. Wyobraź sobie, że treści na Twojej stronie chciałaby przeczytać osoba słabowidząca. Czy rozmiar czcionek będzie dla niej odpowiedni? Albo czy kontrast między tłem a literami jest wystarczający? Czy bierzesz pod uwagę, że Twoim odbiorcą może być osoba niewidoma? Jeśli wejdzie na Twoją stronę, to czy poradzi sobie z przyswojeniem opublikowanych treści?

Cyfrowa rzeczywistość w Polsce znacznie się zmieniła 4 kwietnia 2019 roku. Tego dnia weszła w życie Ustawa o dostępności cyfrowej stron internetowych i aplikacji mobilnych podmiotów publicznych. Nakłada ona na jednostki publiczne konieczność dostosowania stron internetowych (między innymi) do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. 

Temat jest złożony, bo obejmuje nie tylko aspekt techniczny budowy strony, ale i zmianę w sposobie zarządzania nią. W teorii kończy się era wrzucania jpegów, czy moich „ulubionych” PDFów tworzonych na bazie skanów dokumentów (i to jeszcze z kartkami na ukos).

Bariery dostępności na stronach WWW

Kiedy po raz pierwszy spotkałem się z problemami niewidomych odbiorców treści w internecie, musiałem zaktualizować swoje wyobrażenia na ten temat. Okazało się, że nie miałem pojęcia, z jakimi przeszkodami mają oni do czynienia na co dzień. Korzystanie przez nich z internetu przypomina próbę znalezienia w szufladzie czarnych skarpetek nocą przy zgaszonym świetle. Nie jest to proste.

Na większości stron treści są zaprojektowanie w sposób chaotyczny, brakuje na nich odniesień do źródeł. Bywa, że niektóre linki są niezauważalne dla oprogramowania wspomagającego, a zdjęcia są niczym szyba w oknie: całkowicie niewidoczne. Gra w kalambury przy tym to pestka. Z tą jedną różnicą, że w przypadku osób niewidomych chodzi o komfort życia, czasami możliwość funkcjonowania, albo pracę i samodzielność. 

Jak powiedzieć takiej osobie „kliknij”? W które miejsce ma najechać? Jak wytłumaczyć, gdzie jest kursor? Spróbuj tego, śmiało. Odłącz myszkę od komputera i poruszaj się po ekranie tylko przy pomocy klawiatury i z zamkniętymi oczami. Daj znać, jak Ci poszło.

Dostępna strona www — to da się zrobić

Wystarczy kilkanaście minut rozmowy z osobą niewidomą, by uświadomić sobie, jak drastycznie trzeba zmienić podejście do projektowania witryn, jeśli chcemy, by była dostępna i dla niej. 

Okaże się, że to nie wielki slider jest potrzebny. Nie ma on większego znaczenia. Za to istotna jest treść i jej przystępne opracowanie. Z tego tematu można by spokojnie zrobić trzydniowe warsztaty… Ale najważniejsze to zapamiętać jedno: każda treść, która ma być dostępna, musi być możliwa do zaznaczenia myszką. Zatem zero guzików zrobionych w fotoszopie i zapisanych jako jpg.

Czy to ma sens?

Można by się zastanowić czy takie strony www mają rację bytu. Na pewno wymagają innego podejścia projektowego i są droższe (o tym jeszcze później). Wymuszają nieco inny sposób tworzenia i publikacji treści: tekstów, grafik, filmów. Według mnie warto zadbać o dostępność strony mimo wszystko. Wszak osoby niepełnosprawne (mam tu na myśli głównie niewidome i niedowidzące) są konsumentami dóbr i usług tak samo, jak każda w pełni sprawna osoba. Wypada zatem dopasować się do ich potrzeb i zaoferować swoje produkty czy usługi w sposób dla nich przystępny. 

Przy okazji zbierania materiałów do tego tekstu, miałem okazję zobaczyć aplikację podpowiadającą, jaki kolor sukienki jest widoczny na zdjęciu. Doświadczenie to utwierdziło mnie w przekonaniu, że niepełnosprawność nie jest żadną przeszkodą w tworzeniu stron www i obawy przed realizacją tego typu zleceń są niczym nieuzasadnione.

Strach to słowo, którego używam tu świadomie. Sam się bałem przed pierwszą realizacją dostępnej cyfrowo strony internetowej. Dziś już wiem, że nie ma czego. Niemniej, kolejne pary wymagające nieco innej obsługi foto, z którymi rozmawiam, sygnalizują mi, że często na wieść o niepełnosprawności terminarz fotografa okazuje się zapchany na najbliższe 100 lat. Wielka szkoda. Choć z drugiej strony dzięki temu poznaję fantastycznych ludzi, z którymi mogę potem pracować. Warto też nadmienić, że taka strategia spokojnie wpisuje się w pozycjonowanie marki.

Ile kosztuje dostępna strona internetowa?

Cóż, cena za posiadanie dostępnej cyfrowo strony może być zabójcza. Mój rekonesans dowiódł, że jak zwykle to bywa, niewiedza kosztuje. Firmy wszelkiej maści oferują adaptację lub stworzenie nowej strony w cenach przypominających koszt misji na Marsa. 

Testowy przypadek (konkretna badana specyfikacja strony) u rekordzisty został łącznie wyceniony na ponad 30 000 zł. Z kolei strona „niedostępna” nie powinna kosztować więcej niż 4000 zł. Po przeanalizowaniu tematu i zasięgnięciu języka w paru miejscach okazało się, że realnie koszt strony dostępnej cyfrowo niczym nie uzasadnia kwoty niemal 8 razy wyższej!!!

Podstawowe adaptacje można wykonać samodzielnie, jak już wspomniałem. 

Wystarczy:

  • zrezygnować w kluczowych miejscach z grafik pełniących funkcję linków, 
  • maksymalnie uprościć strukturę witryny, 
  • zrezygnować z rozwijanego menu, jeśli to możliwe,
  • korzystać z pola description do opisywania zdjęć. 

To chyba z resztą najtrudniejsza część, bo opis zdjęcia ślubnego może wyglądać tak:

  • para młoda
  • pani młoda w białej sukni, pan młody w granatowym garniturze
  • panna młoda, blondynka o piwnych oczach, koronkowa suknia, pan młody, szatyn, niebieskie oczy, granatowy garnitur w prążki.

Można też pójść w stronę literackich opisów, godnych największych pisarzy.

Problem pojawia się, kiedy mamy do opisania więcej niż jedno zdjęcie ilustrujące artykuł. Oczyma wyobraźni już widzę rezygnację, jaka maluje się na twarzy fotografa, który do przygotowania ma setki opisów zdjęć z reportażu w jednym tylko wpisie na bloga.

A jeśli chcesz przeżyć szok — pobierz program nvda. Uruchom go, zamknij oczy i zobacz czy uda Ci się włączyć chociaż pasjansa. A wierz mi, są osoby niewidome, które na co dzień pracują na komputerze. Mogą być copywriterami, mogą zajmować się zbieraniem i analizą danych.

Czy strony dostępne cyfrowo będą obowiązkiem?

Ciężko przewidywać. Na pewno instytucje publiczne muszą swoje strony dostosować do obowiązujących wymogów (a jest tego trochę) i czasu mają coraz mniej. Czy strony komercyjne też czeka taka zmiana? Aktualnie nie ma takiego prawa, które by ją nakazywało. I jeśli mam być szczery, chyba nieprędko powstanie. Ale jak to zawsze w biznesie bywa: kto pierwszy ten lepszy. Pytanie tylko, ilu chętnych zechce wykorzystać tę niszę?

Czy dostępność kończy się w internecie?

Nie. Prawda jest taka, że dostępność to temat rzeka. Być może obiło Ci się o uszy, jak jakiś czas temu Sekretarz Stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej odbił się od znanego marketu, bo ten odmówił mu podpisania umowy kredytowej na telefon? Wyszło niefortunnie, bo trafiło na ministra oraz niezbyt empatyczny personel (albo ściśle przestrzegający formalnych i nieformalnych wymogów — tego już się nie dowiemy) i zrobiła się afera.

Tymczasem okazuje się, że na co dzień zwykli niewidomi z podpisywaniem umów nie mają większego problemu. Treść dokumentów zwykle można bez problemu dostać na maila. W odczytaniu zawartości pomaga wówczas standardowe narzędzie służące do pracy z PC. Jedynie przy finalizacji umowy ktoś musi wskazać osobie niewidomej miejsce do złożenia odpisu. I w ten prosty sposób można wziąć nawet hipotekę, jeśli tylko bank zechce pomóc.