Szok, niedowierzanie i miliony pytań w głowie. Zrujnowany pomysł na świetny tekst i rozczarowanie. To mniej więcej to co czuję teraz myśląc o tym jak bardzo musi być źle w naszym bagienku, albo, jak dobrze musi być, skoro stać nas na marnowanie okazji…

Tytułem wstępu, jakiś czas temu poprosiłem Was o odpowiedź na pytanie – Jakich producentów albumów znacie?

Podaliście nieco ponad dwadzieścia nazw i marek, oto one w kolejności co do ilości odpowiedzi, pisownia oryginalna:

  1. Najlepsze Foto
  2. Crystal Albums
  3. Albumy Bodzioch
  4. Digital Album
  5. Krukbook
  6. Barański
  7. Saal Digital
  8. Dglab
  9. TheLab
  10. AlbumStyl
  11. Cewe
  12. Empik Foto
  13. Empol
  14. Snap Albums
  15. QT Albums
  16. ABgraf
  17. Poldom
  18. digitalalbum[.]pl
  19. Foton Kalisz
  20. Celfoto
  21. labpolska
  22. ALBUMYART

Zwróciłem się do wszystkich (choć nie, do kilku nie udało mi się dotrzeć droga inną niż formularz na stronie www) z propozycją przygotowania krótkiego tekstu o ofercie, nie dłuższego niż 1800 znaków i zdjęć ilustrujących ten tekst. Początkowo wszyscy dostali ten sam deadline – teksty, i zdjęcia miał trafić do mnie do 4 czerwca. Kilka firm poprosiło o możliwość przesunięcia terminu. Ostatecznie dla kilku producentów terminem był 11 czerwca.

W zestawieniu miało się pojawić 21 producentów. Jeden odmówił z powodu targetowania swoich produktów tylko na rynek zagraniczny. Po dłuższej rozmowie z przedstawicielami marki postanowiłem tą decyzję całkowicie uszanować i w ogóle markę pominąć. Przy okazji muszę stwierdzić, że była to bardzo sympatyczna wymiana zdań.

Teraz miodek… Maila o tej samej treści otrzymali wszyscy, w odstępie do 15 minut.

Wysyłałem je oddzielnie, adresując imiennie, jeśli było to możliwe).

Pierwsza odpowiedź po niespełna trzech minutach – w skrócie „fajny pomysł, super, materiały doślemy. Dobry początek. Fakt, była to realnie trzecia odpowiedź, ale dwie pierwsze pochodziły z autorespondera lub systemu ticketowego – więc brzmiały mniej więcej tak „dziękujemy za zgłoszenie, nasi pracownicy odpiszą do Ciebie później”. Kolejny mail dotarł po 20 minutach od wysyłki, pochodził z agencji PR pracującej na rzecz dużego dostawcy. Informacja była dość jasna, agencja z marką już nie pracuje, ale przekazano moją wiadomość dalej.

Potem jeszcze kilka innych firm, czasami z dodatkowymi pytaniami. Niektórzy odpisując uparcie twierdzili, że nazywam się Piotr. Jeden mail wysadził mnie z butów – krótka piłka – wysyłam dane do faktury, dostaję przelew, a potem piszę recenzję wg dołączonych do faktury wytycznych. Jak się okazało z tą firmą pracuje się albo tak, albo wcale. Szkoda.

Jak się okazało, część firm nie odpisała nic – fakt, wielką sławą czy celebrytą nie jestem, z drugiej strony – przychodzi gość, mówi, że może kilka słów o marce zamieścić (tak, teksty maiły pochodzić z firm) i nie chce za to kasy. Ja bym brał, ale mogę się mylić i to wcale nie jest okazja do budowania zasięgu marki.

Co ważne – zachowywałem się dość biernie. Propozycję wysłałem raz, jeśli ktoś miał pytania, odpowiadałem, jeśli ktoś pytał o dłuższy termin – zgadzałem się. Nie upominałem się i nie przypominałem o zbliżającym końcu terminu. Chciałem sprawdzić na ile moja sprawa będzie zapamiętana i pilotowana po stronie firmy.

Jedna firma zapytała mnie co zrobię z tekstem. Gdzie trafi, jak będzie promowany i jak firmy będą uporządkowane w spisie. Dorze to rokowało. Niestety, na tym temat się i tu zakończył.

Jest niedziela, 11 czerwca. Dzień wolny, a ja mam na dysku materiały od pięciu producentów. Z czego, tylko jeden zachował określony limit znaków (do 1800), jeden dostarczył tylko tekst.

Ostatnio na kilku grupach była awantura o poziom obsługi i relacji z klientami w tej branży. Cóż mogę rzec – jest gorzej niż ptaszki ćwierkają. 10 producentów albumów mnie olało na samym wstępie, kolejnych 5 marek mimo początkowego odzewu – nie wywiązało się z swoich deklaracji w terminie podstawowym ani w dodatkowym o który same firmy poprosiły.

Chciałem zatrząść rynkiem robiąc wielki test foto książek, ale miałem problem ze zgromadzeniem budżetu na ten cel. Oszacowałem, że usiałbym wydać blisko 10 000 zł – trochę za dużo jak na darmowy blog bez reklam. Tymczasem okazało się, że wstrząsnęli nim sami producenci.

Ciężko mi oceniać całą ta sytuację, ale każdy z kim pracowałem do tej pory wie, że jeśli klient ma problem winniśmy mu pomóc go rozwiązać. Jeśli klient może dodatkowo nam pomóc w reklamie – extra. Czyż nie na to liczymy robiąc świetne zdjęcia, licząc na polecenia?

Moim problemem była nieznajomość oferty, taka sama jak u każdego z fotografów, który odkrywa nowego producenta. Chciałem ją poznać w esencji, bez opowiadania o tym, jak to firma jest liderem, rynku, prężnie rozwijającą się marką i całym tym bełkocie o niczym. Miał być konkret – „co robisz, jak robisz, co oferujesz”. W zamian oferowałem Was – ten tekst przeczyta ponad tysiąc fotografów (o ile nie więcej). Wiec marka rozmawiając z jednym, mogła rozmawiać z tysiącem. Nie skorzystały. Trudno.

Zatem dziś bez nazwisk, a te firmy, które zdecydowały się wysłać tekst i kilka zdjęć docenię bardziej niż planowałem. Jeszcze nie wiem jak i kiedy dokładnie, ale wiem jedno – to tylko 25% firm na rynku, od dużych molochów, po małe manufaktury.

Idę o zakład, że inna specjalistka od marketingu i fotografka zarazem się ze mną zgodzi. Relacja z klientem, nawet tym potencjalnym jest kluczowa dla marki, a pierwsza linia kontaktu z brandem jest wyznacznikiem dla dalszych relacji biznesowych między dwoma podmiotami.

Po prawej znajdziecie zapis do newslettera, mówię o tym, dlatego, że dla jego subskrybentów przygotuję dodatek do tego tekstu. Małą epikryzę, gdzie na bazie tego tekstu postaram się opowiedzieć o tym jak dobrze realizować pierwszy kontakt klienta z firmą i jak pomóc sobie w budowaniu relacji.

W ostatnim zdanie chcę podziękować albumstyl.plsnapalbums.pldglab.pl, najlepszefoto.pl i KrukBook.pl za to, że potrafiły prawidłowo zareagować i wykorzystać okazję. Jeśli tak samo reagujecie na problemy Waszych klientów – jest nieźle. Jedno co mogę obiecać – Wasza praca nie pójdzie na darmo i te teksty trafią na mojego bloga, choć w innej formie niż pierwotnie planowałem.